bajkopisarze
Kot czarodziej (dziewczynka)
Czwarte
urodziny Julki
Specjalnie dla Julki opowieść tę napisała
Katarzyna Filipek-Herniczek, zilustrowała
Ewa Poklewska-Koziełło, a samodzielnie przygotowała Ciocia Marylka.
Warszawa, 3 lutego 2016 roku
© bajkopisarze.pl, Kraków 2016
ISBN 978-83-61145-49-3
Kochanej Juleczce, ciocia Maryla
Specjalnie dla Julki opowieść tę napisała
Katarzyna Filipek-Herniczek, zilustrowała
Ewa Poklewska-Koziełło, a samodzielnie przygotowała Ciocia Marylka.
Warszawa, 3 lutego 2016 roku
© bajkopisarze.pl, Kraków 2016
ISBN 978-83-61145-49-3
Kochanej Juleczce, ciocia Maryla
Julia nie mogła się doczekać. Po prostu nie mogła. Co z tego, że mama uparcie tłumaczyła, że czas zawsze płynie tak samo. Minuta ZAWSZE MA 60 SEKUND, a godzina 60 minut. Nie wiedziała wprawdzie, co to ta sekunda i minuta. Wiedziała, że są związane z czasem, ale to wszystko, co potrafiła o tych słowach powiedzieć.
Wiedziała jednak, że czas wcale nie płynie zawsze tak samo. Bo na przykład, gdy przychodziła koleżanka, to ledwie przyszła, a już musiała wyjść. Na nic się wtedy zdawały próby negocjacji. Mamy zawsze zgodnie powtarzały, że bawiły się bardzo długo. Prawie trzy godziny. Dziewczynka nie wierzyła, przecież bawiły się tylko chwileczkę!!!
Innym zaś razem czas płynął tak wolno, że prawie było słychać, jak płynie. Na przykład w poczekalni, w sklepie i czasami na jakiejś eleganckiej wizycie, gdzie nie było dzieci. Dorośli siedzieli i rozmawiali. NUDA.
I teraz ten czas się WLÓKŁ. Jak ślimak oglądany w ogrodzie! Od tygodnia Julia bardzo chciała, żeby przyspieszył. Za tydzień miały być jej urodziny. Jej uroczystość i jej prezenty. Chociaż nawet nie o nie chodziło, a o dobrą zabawę z przyjaciółmi.
Codziennie rano przed przedszkolem biegła do kuchni, żeby przykleić kolorową kropkę na kalendarzu. W dniu urodzin mama nakleiła ogromną niebieską kropę z cyfrą 4. Tę ogromną od jego malutkich dzieliły jeszcze cztery puste okienka. Dziewczynka głośno westchnęła.
– Córeczko, pospiesz się, śniadanie czeka – zawołał z jadalni tata Jakub. – Nie chciałbym się dzisiaj spóźnić do pracy. A myślę, że ty również nie chcesz się spóźnić do PRZEDSZKOLA – tata ucałował córeczkę w czoło.
– Uhmmmm – Jula poczłapała do stołu i usiadła z westchnieniem.
– A gdzie mama? – zapytała nagle.
– Już wyszła. Musiała coś pilnie zrobić.
– Chciałabym, żeby już były moje urodziny…
– Wiem, wiem. Mama mi mówiła o tych kropkach na kalendarzu.
– Ale ja chciałabym, żeby to było już.
– Nie martw się – tata wstał od stołu. – Wkrótce nadejdzie ten dzień, ale teraz się pospiesz. Czas nam ucieka. Jeszcze chwila i się spóźnimy!
Jak to ucieka? – Julka się zamyśliła, ale tylko małą chwileczkę, bo musiała szybko umyć zęby i iść do przedszkola. I tak mijały kolejne dni. Według dziewczynki bardzo wolno, według dorosłych zdecydowanie za szybko.
W końcu dziewczynka się doczekała. Jutro rano miała świętować swoje czwarte urodziny.
– Mamo, będzie tort? – zapytała mamę, gdy przyszła ją ucałować na dobranoc.
– Oczywiście, że będzie – mama uśmiechnęła się do córeczki, ucałowała ją w czoło, okryła kołdrą
i zgasiła światło.
Julka uśmiechnęła się na myśl, że TO już jutro. Będzie taka duża, taka dorosła. Prawie jak mama.
Po czym zasnęła.
Obudziły ją jakieś dziwne szelesty i jakby szepty. Pomyślała, że to mama i tata postanowili jej zrobić poranną niespodziankę.
Może przynieśli tort? Może będzie w kształcie księżniczki, jak sobie wymarzyła? Chwilkę wsłuchiwała się w te szelesty czekając, co się stanie, gdy nagle usłyszała:
– Auć, nie pchaj się tak!
Julka prawie krzyknęła. To nie był głos ani mamy ani taty!
– To ty się nie pchaj. Myślisz, że tylko tobie jest ciężko?
– Ciiiiiiiiiicho, bo jeszcze ją obudzimy – Julka była pewna, że te dwa głosy rozmawiają o niej.
– A jeszcze jest za wcześnie.
Dziewczynka sama się sobie dziwiła, że się nie bała
i nie wołała. Zawsze, gdy śniło się jej coś niepokojącego biegła do pokoju rodziców albo ich wołała. Starała się robić to najrzadziej jak się dało, ale czasami sny były takie realne i takie straszne...
Teraz leżała cicho i nasłuchiwała. Słyszała szelesty, jakby ktoś łamał gałązki.
– A co będzie, jak się przestraszy? – zapytał wysoki, piskliwy pierwszy głosik.
– Ej, tam przestraszy, przecież jest duża – odpowiedział mu ten drugi głos, nieco niższy i bardziej stanowczy.
Julia nie wytrzymała. Postanowiła, że zapali lampkę. Musi się dowiedzieć, co się tutaj dzieje.
Julia otworzyła usta ze zdziwienia. To nie był jej pokój! To była jakaś norka, bardzo przytulna i posprzątana, ale w niczym nie przypominała jej domu. Dziewczynka była na tyle zdziwiona, że nie była w stanie wydusić ani słowa.
Obok paleniska siedziały dwa ludziki, mniejsze od dziecka, ale wyglądające na dorosłe. Miały niebieskie spiczaste czapeczki i zielone ubrania. Koszule przepasane czymś, co przypominało uschłą trawę. Nie wyglądały groźnie.
– Witaj! – powiedział grubszy krasnolud i skłonił się. To do niego należał niższy głos.
Kiedy jednak chciała usiąść na łóżku, uderzyła w coś głową.
– Auć – krzyknęła z bólu.
– Widzisz, obudziła się i co teraz? – zapytał wysoki, piskliwy głosik. – Ano nic, zapalaj.
Coś trzasnęło, coś zaszurało, pojawiły się migotliwe iskierki, a następnie ogień, który rozjaśnił pokój.
– Dziieeń dobry – odpowiedziała Juleczka bardzo grzecznie. – Gdzie ja jestem?
– W Kerzenlandii.
– Co to takiego? Jak tu trafiłam? Przecież byłam w swoim łóżku i była mama – poczuła, że zaczyna jej drżeć broda.
– Musiałaś tu przybyć, bo jutro są twoje urodziny i musisz zdobyć kolejną świeczkę na tort urodzinowy.
– Jak to zdobyć? – dziewczynka absolutnie nic nie rozumiała. – Przecież świeczki kupuje tata albo mama.
– Oj, Marcyś – odezwał się krasnolud o piskliwym głosie. – Przecież ona tej poprzedniej w ogóle nie pamięta!
– Ano, faktycznie zapomniałem… Otóż, każdą świeczkę na swój tort urodzinowy trzeba zdobyć. To taki kolejny krok, tę świeczkę zapalasz na swoim torcie. Potem wystarczy pomyśleć życzenie, a ono na pewno się spełni.
– Aha – Julia nie bardzo rozumiała. – To dacie mi tę świeczkę, tak? I się obudzę?
– Oj, nie nie. Ty musisz tę świeczkę zdobyć – odpowiedział Marcyś. – Gamorku, pokaż mu.
Krasnolud, nazwany Gamorkiem, podbiegł do okna. Odemknął okiennicę.
– Podejdź tu, młoda damo – zachęcił dziewczynkę, która natychmiast zeskoczyła z łóżka i dopiero w tym momencie zauważyła, że ma sukienkę w takim samym zielonym kolorze, jak ubrania skrzatów. Obejrzała swoje ręce, też wyglądały inaczej. Była krasnoludem, jak Marcyś i Gamorek. Gamorek szybko ją uspokoił.
– Nie martw się, tylko w naszej krainie tak wyglądasz. Zobacz.
Dziewczynka podeszła do otwartego okna. Za nim rozciągał się rozległy widok na krainę pełną pagórków pokrytych trawą i zaokrąglonych na czubku. Był wczesny poranek i słońce dopiero wystawiało czubek zza jednego
z tych niezwykłych półokrągłych pagórków. W jego pierwszych promieniach Julia zauważyła, że jeden pagórek jest inny.
W tej samej chwili Marcyś zapytał:
– Widzisz ten Inny Pagórek?
– Tak – szepnęła – przeczuwając, co teraz nastąpi.
– To dobrze. Tam mieszka czarodziej i on ma wszystkie świece. Musisz tam pójść sama i ją odebrać.
– Aaaaale, jak odebrać? Co mam zrobić?
– Aaaaale, jak odebrać? Co mam zrobić?
– My nie wiemy, my tu tylko na Ciebie czekamy. Każdy urodzinowiec musi tam iść sam…
– A jak nie pójdę? – zapytała Julka.
– To nie będzie urodzin – Gamorek rozłożył ręce. – Tak przynajmniej mówią.
– No dobrze, to ja pójdę – dziewczynka westchnęła głęboko, otworzyła małe drzwi
i wyszła na zewnątrz. Musiała przyznać, że było przyjemnie.
Kolorowe ptaszki latały nad jej głową
i radośnie śpiewały, śmieszne szare małe zajączki o krótkich uszach kicały obok. Był to bardzo miły spacer. Tylko lekko niepokoiło ją to, co czekało na końcu. Czego będzie chciał Czarodziej?
i radośnie śpiewały, śmieszne szare małe zajączki o krótkich uszach kicały obok. Był to bardzo miły spacer. Tylko lekko niepokoiło ją to, co czekało na końcu. Czego będzie chciał Czarodziej?
I tak rozmyślając, i oglądając wszystkie wspaniałości tej dziwnej krainy, dotarła do podnóża Innego Pagórka.
Spojrzała w górę. Inny Pagórek był bardzo wysoki. W dodatku jego szczyt tonął w chmurach. Kolorowe ptaki i motyle nadal krążyły nad jej głową.
Dziewczynka po raz kolejny tego dnia westchnęła i ruszyła w górę wąziutką ścieżką. Szła dosyć długo. Już nawet zaczęła się niepokoić, że nie zdąży na własne urodziny. Zastanawiała się też, co może na nią czekać tam na górze?
Nagle ścieżka się urwała, a Julka znalazła się na rozległej polance. Nie roztaczał się stąd żaden widok, a dziewczynkę otulała biaława mgła. Uznała, że dotarła na miejsce. Nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić, cichutko szepnęła:
– Dzień dobry! Jaaaa przyszłam po świeczkę…
– Witaj, Julio – na dźwięk swojego imienia dziewczynka drgnęła. Coś, co wzięła za szary kamień, się poruszyło. To coś było pięknym kotem o długiej białej sierści.
– Czy ty jesteś czarodziejem? – spytała zaskoczona Julia. – Myyyślałam, że będziesz ”ludziem” (zdarzało się jej jeszcze tworzyć własne słowa).
– Mogę przybrać ludzką postać, ale lubię też być kotem. Wtedy łatwiej przemykać się do Waszego świata.
– Odwiedzasz nas?
– Tak, dosyć często. Sprawdzam, jak sobie radzą moi podopieczni.
– Dasz mi tę świeczkę? – spytała Julia.
– Jeśli poprosisz i jeśli wykonasz zadanie – kot spoważniał.
– Oj, przepraszam – dziewczynka spłonęła rumieńcem. – Czasami zapominam o tym słowie. Mamusia mówi, że ono jest czarodziejskie.
– Mmmmmmądra mama – mruknął kot.
– To ja zacznę jeszcze raz – dziewczynka nabrała powietrza w płuca – Czy mogłabym dostać moją czwartą świeczkę? Bardzo proszę.
– Ładnie – Julia dałaby głowę, że kot–czarodziej się uśmiechnął.
– A teraz zadanie! Widzisz, ta kraina żyje dzięki wam, dzieciom, które rosną, są ciekawe świata, z każdym rokiem mądrzejsze. Tę krainę tworzycie wspólnie. Ty też musisz dodać coś do tego świata.
– Ale, co – przerwała Juleczka. – Ja nic nie mam...
– Masz wyobraźnię, a ja czarodziejską kredkę – kot podał dziewczynce kredkę, która wyglądała jak najzwyklejszy ołówek. – Możesz narysować to, co chciałabyś dodać w naszej krainie, a twój rysunek zamieni się w prawdziwą rzecz. Ale uważaj, nie ma powtórek. Jeśli narysujesz wilka, to pojawi się tu wilk – kot się uśmiechnął.
Dziewczynka przez chwilę trzymała kredkę w ręku. Teraz już wiedziała, skąd tu tyle kolorowych ptaszków, motyli i różnych dziwnych zwierzątek. Co by tu narysować? – zastanawiała się w myślach. – Co będzie, jak mi się nie uda? Ten kot wygląda na miłego, może się nie pogniewa, jeśli nie będzie to ładny rysunek? Już wiem…
I dziewczynka z zapałem zaczęła rysować, a kot w milczeniu się przyglądał. Kiedy skończyła w oddali coś stuknęło, a czarodziej nabrał powietrza w płuca i zaczął dmuchać.
Wkrótce cała biała mgła się rozwiała. A Julia zobaczyła krainę w pełnej krasie. Dziewczynka szybko spojrzała tam, gdzie powinno się znajdować jej dzieło i, o mały włos, nie krzyknęła z wrażenia. Powstrzymała się jednak i powiedziała:
– Nie potrafię rysować, ale pomyślałam, że w tej pięknej krainie przyda się elf.
– Hmmm – mruknął kot. – Dlaczego?
– Bo chciałam, żeby ktoś tutaj opiekował się tymi najmniejszymi kwiatami i motylami… – szepnęła dziewczynka.
Kot chwilę się przyglądał dziewczynce:
– Bardzo dobrze! Oto Twoja świeczka i do zobaczenia – wręczył Julii piękną niebieską świeczkę. Po czym ponownie nabrał powietrza i „zdmuchnął” dziewczynkę z Innego Pagórka. Podczas lotu podziwiała krainę. Była wspaniała. Miała nadzieję, że coś zapamięta. Kiedy wylądowała przed chatą krasnoludów, one już na nią czekały.
– I co, masz świeczkę? – zapytał Marcyś.
– Mam! – wykrzyknęła Julia z triumfem.
– Wspaniale – rzekł Gamorek. – A teraz się pospieszmy. Czas ucieka!
– Ucieka? – dziewczynka uśmiechnęła się, wspominając swoje długie oczekiwanie na urodziny.
– Tak, tak. Ucieka. Musisz się pospieszyć. Jak się zamknie przejście, to tu zostaniesz i nie będzie urodzin.
– Gamorek wepchnął dziewczynkę do chatki, po czym Marcyś zapalił świeczkę stojącą na jadalnym stole.
– Patrz w płomień – rzekł szybko Gamorek.
Julia popatrzyła i nagle wszystko zawirowało. A wirowało tak, że musiała zamknąć oczy. Kiedy je otworzyła znów zobaczyła płomień.
Nie udało się – pomyślała z przestrachem. Ale po chwili dotarło do niej, że widzi cztery świece.
– Dzień dobry, córeczko – usłyszała głos Mamy.
– Wszystkiego najlepszego – usłyszała głos Taty.
– A teraz pomyśl życzenie i zdmuchnij – powiedziała Basia.
Julia spojrzała na tort. Płonęły na nim cztery kolorowe świece, a ta większa była w pięknym niebieskim kolorze. Dziewczynka czuła, że gdzieś już ją widziała. Tylko gdzie?
– No dalej, zdmuchnij. Tak długo na to czekałaś,
a teraz się zastanawiasz? – zachęcał tata. I Julia pomyślała życzenie (którego nikomu nie zdradziła). Nabrała powietrza w płuca i zdmuchnęła wszystkie świeczki naraz.
– Brawo! – krzyknęli rodzice.
– Brrrrrrrrrrrrrrrawo – usłyszała jeszcze Julita
i gwałtownie się odwróciła.
Na parapecie okna siedział piękny biały kot…
Na parapecie okna siedział piękny biały kot…
Żyj tak, aby każdy kolejny dzień
był niesamowity i wyjątkowy.
Wypełniaj każdą chwilę tak,
aby potem wspominać ją z radością.
Czerp energię ze słońca,
kapiącego deszczu i uśmiechu innych.
Szukaj w sobie siły, entuzjazmu i namiętności.
Żyj najpiękniej jak umiesz.
Po swojemu....
Ciocia Maryla
Warszawa, 3 lutego 2013
Żyj tak, aby każdy kolejny dzień
był niesamowity i wyjątkowy.
Wypełniaj każdą chwilę tak,
aby potem wspominać ją z radością.
Czerp energię ze słońca,
kapiącego deszczu i uśmiechu innych.
Szukaj w sobie siły, entuzjazmu i namiętności.
Żyj najpiękniej jak umiesz.
Po swojemu....
Ciocia Maryla
Warszawa, 3 lutego 2013
Ocena |
/
2
|
---|---|
Liczba stron | 28 |
Data utworzenia | |
Popularność |