Przykry z początku obowiązek ćwiczy charakter - Wanda Gertz

Nie wiemy dokładnie, ile dziewcząt i kobiet walczyło w charakterze żołnierza podczas I wojny światowej. Większość historii żołnierek nie została w żaden sposób spisana, ale opowieść o jednej z nich napisała ona sama; we wspomnieniach.
pcq Rodzina Wandy Gertz, bo o niej mowa, przybyła do Polski z Saksonii w XVIII wieku. Szybko się zadomowiła – już ojciec walczył w Powstaniu Styczniowym. Wanda wychowała się zatem w domu, w którym na pewno rozmawiano o niepodległości Polski oraz walce na rzecz jej odzyskania. Można przypuszczać, że wskutek takiej, a nie innej atmosfery w domu rodzinnym, Wanda już od lat dziecięcych wykazywała zainteresowanie zabawą w wojsko, w wojnę i z upodobaniem marzyła o zostaniu oficerem („Moim szczytem marzeń było zdobycie choć stopnia podoficera, by móc nosić kolorową czapeczkę”). Nota bene to marzenie spełniła.
Gdy była nastolatką, nauka jej nie wystarczała, wraz z zaliczeniem kursów buchalteryjnych w szkole Zgromadzenia Kupców brała udział w tajnych spotkaniach skautingu. „Poza drużyną uczestniczyła w pracach Konfederacji Polskiej, organizacji podnoszącej ducha niepodległościowego, zajmującej się propagowaniem pracy strzeleckiej.” Jednak funkcje pomocnicze, takie jak roznoszenie odezw czy szycie chlebaków, nie zadowalało Wandy Gertz. Ona chciała walczyć!
I do tego też się przygotowywała. W końcu z pomocą koleżanek z harcerstwa, przebrała się za mężczyznę i jako Kazik Żuchowicz, stanęła przed komisją rekrutacyjną. Dzięki dobrej woli oficerów i szczęściu została żołnierzem, najpierw ordynansem majora Brzozy, a później żołnierzem 2. Baterii Haubic 1. Pułku Artylerii I Brygady, następnie trafiła do plutonu łączności. Niewielu wiedziało, że jest dziewczyną. Starała się ze wszystkich sił pokazać, że jest w stanie zrobić wszystko to, co robią mężczyźni.
Wychowana w kulcie dla heroicznej walki w obronie ojczyzny zapewne zupełnie inaczej wyobrażała sobie front. Tymczasem czekała na nią trudna, żmudna i prozaiczna praca, jak budowanie ziemianek, stajni dla koni, piłowanie drewna, czy obieranie ziemniaków.
Na szczęście „po pierwszym ciężkim okresie adaptacji wojna zaczęła przypominać przygodę. Najpierw przydzielono jej konia, którego zupełnie nie potrafiła oporządzać i ujeżdżać. Przykry z początku obowiązek wyćwiczył w niej charakter, umiejętną walkę z przeciwnościami, a także zaszczepił miłość do koni. Następnie jako rezerwistka została skierowana do ćwiczeń z armatami polowymi. „Ćwiczono nas i uczono przepisowo wsiadać i zsiadać z jaszczów i armat”” – pisała we wspomnieniach.
Na froncie spędziła ponad 6 miesięcy, walczyła, pomagała, obserwowała. Jak wiele innych frontowych kobiet za wszelką cenę pragnęła udowodnić, że może walczyć. Była zdeterminowana i odważna. Z osoby, która o koniach nie miała żadnego pojęcia, stała się ich wielką miłośniczką. Do tego stopnia, że to ona, a nie jej koledzy, odważyła się pod ostrzałem ratować konie, które ugrzęzły na bagnach.
Po jakimś czasie otrzymała rozkaz powrotu do Warszawy i tak zakończyła się jej frontowa przygoda.
W Warszawie aktywnie działała w Oddziałach Żeńskich POW (Polskiej Organizacji Wojskowej). Praca polegała na informowaniu społeczeństwa o działaniach Legionów i wojsk, organizowaniu demonstracji (podczas jednej z nich została aresztowana) przechowywaniu broni, intensywnym szkoleniu wojskowym.
Dalsze losy Wandy Gertz nadal były związane ze służbą wojskową, walką o wolność czy pracą na rzecz Niepodległej.
Nie wszystkie marzenia zawsze się spełniają, ale zdarzają się takie sytuacje, że kiełkujące dziecięce pragnienie bycia żołnierką, w czasach, gdy tylko mężczyźni mają do tego prawo, staje się rzeczywistością. A gdy marzenie zostaje połączone z realną walką o niepodległość, to taka postawa na pewno zasługuje na nasz szacunek.
Blog

Skontaktuj się z nami:

Booksle